Kontakt i dane firmy

ARBOW

ul. Narutowicza 40/1
90-135 Łódź
woj. łódzkie

Kontakt telefoniczny: 570 904 944
Kontakt mailowy: arbow@arbow.pl

Zaloguj się
Nie pamiętasz hasła? Zarejestruj się
Paczkomaty InPost
Paczkomaty InPost

Whhhhyyyyyy?!

1
Whhhhyyyyyy?!
Whhhhyyyyyy?!
I to jest takie „dlaczego” z dawnych lat, wykrzyczane w niebo nieświadomości i niezgody na powierzchowne i mało profesjonalne traktowanie człowieka w potrzebie. Zaprosiliście mnie swoimi pozytywnymi komentarzami do kontynuowania pisaniotwórczości dłuższej niż trzy linijki. To będziecie mieli za swoje! UWAGA – będzie długo 😊 Dzięki Wam zrobiło mi się bardzo miękko na sercu, ciepło w duszy, gdy czytałem deklaracje: „przeczytałem takiego długiego posta…”, „ aż dziw, że tylu przeczytało do końca…” , „w dobie 3 linijkowych relacji…”, „doczytałem…”- tutaj prawdziwie gratuluję 😊. Warto było zerwać się świtem z łóżka i podzielić się tym, co w duszy zagrało. Zadziwienia było równie dużo… Nie spodziewałem się, że będzie to długi tekst. Nawet się ograniczałem😊 Zobaczcie, jak daliśmy się zwariować! Świat wpędził nas w chomicze kółka i biegamy, łapiąc jakieś okrawki i namiasteczki, traktując to jako normalność. Szybkie łypnięcia okiem, jakiś zaciesz z memolinijki i dalej wracamy do swojego kółeczka,` przebierając łapkami. A gdzie STOPY? Jedne STOPY gubimy w biegu rozpędzonych chomiczokółeczek, a drugie znaki STOPU ignorujemy, bo ich nie zauważamy i wolimy przemknąć na czerwonym świetle. Zapraszam do zatrzymania! Zapraszam do naciśnięcia hamulca na dłużej niż zerknięcie okiem. Może jakaś refleksja się nawet obudzi? Świat inaczej do nas mówi, gdy damy mu chwilkę uważności, a już nie mówię o zauważeniu na chwilkę siebie w układzie Ja z Ja, Ja z Świat, Ja z Inni. Ech… długo by pisać. Zatem przyjąłem wyzwanie i chciałbym od czasu do czasu zaciągnąć Wasz hamulec sobą. „Dlaczego”? Po rozwlekłofilozoficznym wstępie, które zagwarantuje mi warunek pisaniotwórczości pt: „ długi tekst”, zataczamy pętlę w temat przewodni.
Podzieliłem się ostatnio z Wami tym, jak mnie „wyrwało” z wygodności kanapowej do stawienia się z łukiem w ręku do aktywniejszego marzeniami życia. Pisałem także, ze gdy już decyzja o zakupie sprzętu wierciła dziurki w głowie, to w miesiąc byłem wyposażony łuczniczo. Taaaaak… Miałem przekonanie, że zrobiłem dobry research… Co do sprzętu udało mi się, bo środowisko odtwórcze jednogłośnie obwołało „Bisokowe” łuki numerem jeden w Polsce (ja nadal się przychylam do tej opinii – „kałasznikowy” Adasia rządzą😉). „Wybierz longbow” mówili – tutaj też z perspektywy czasu i doświadczenia uważam, że na początek dobry wybór. Łuk łagodniejszy, wolniejszy i więcej wybaczający niźli szybkostrzelacze refleksyjne. Na razie same sukcesy! Założenia okej, realizacja dramatyczna. Na południu Polski mamy wiele miejsc, w których można zakupić sprzęt łuczniczy. Wybrałem takie miejsce, które oferowało możliwość wydotykania sprzętu, przytulenia do serca nowych nabytków. Wybrałem i przegrałem☹ Oczywiście, że nie od razu się zorientowałem o swojej porażce, z zakupów wyjechałem w siódmym niebie i z rumieńcami na łuczniczym pysku. W ręku trzymałem nowiuśkiego longbowa, pęczek strzałek, karwasz, łapkę, wosk, słomiankę i rulon celów do podziurawienia – cudowny klient. Pełnia szczęścia i pełna szajba. Z trasy prosto do magazynu (mój wieloletni tor łuczniczy) i dalej strzelać. Pierwszy szok to samodzielne naciągnięcie łuku. W miarę sympatyczny pan sprzedawca powiedział: „duży jesteś, to ten se weź…”. Innego i tak przecież nie miał! I tak moim pierwszym łukiem był 19kg „masakrator”, z którym pierwszym starciem było naciągnięcie cięciwy. Gdy już ogarnąłem w pocie czoła (do teraz nie wiem jak) niewprawnie zamocowanie cięciwy, to technika naciągania okazała się jedyną z możliwych – naciągałem, kotwicząc nadgarstek przy podbródku, tak, że widziałem całą dłoń z cięciwą przed sobą – tylko tyle miałem siły. A gość w sklepie mówił, że mam „świetną postawę i wszystko gra…”. Jakże się zdziwiłem, gdy pojechałem na pierwszy trening z innymi łucznikami. Niestety po wielu miesiącach katowania swojej postawy w „wojnach magazynowych”. Strzały okazały się „młotami na czarownice” i przy mojej nie-technice naciągania wystawały z pół metra poza majdan. Ręka łuczna bolała, bo dostępny karwasz był nieco za mały na moje przedramię i siniaki rodziły się rodzinkami w wielu tęczowych odsłonach. Co najdziwniejsze, pomimo wszystkich błędnych decyzji zakupowych (tutaj główny żal do sprzedawcy, którego intencją było napchanie kiesy, a nie pomoc poczatkującemu łucznikowi), koszmarnego kaleczenia postawy łuczniczej, potwierdziłem stary porzekadło łucznicze: „powtarzalny błąd przestaje być błędem”. Naprawdę całkiem celnie potrafiłem strzelać po miesiącach treningów. Kolejnym przyczynkiem do odpowiedzi na „dlaczego?” były złote rady podchmielonych specjalistów podzamkowych. Niestety… Zawsze, ale to ZAWSZE trafi się na takiego miszcza, który szuka wolnego słuchacza i w kilkupiwkowej euforii jest gotów do przekazania swoich prawd objawionych. „Ręka wyżej, ramie niżej”, „Gdy strzały krzywo ci lecą, to nadgarstek wygnij w dół lub w górę”, „Rozstaw nogi, ugnij kolana - niżej, niżej o to,to”, „co tak rozstawiasz nogi i wyginasz nadgarstek! Prosto stań – nadgarstek w druga stronę. Ściśnij łuk – kostki mają być białe od ściskania” i tak k…a jak Pinokio na sznurkach szarpano mną w lewo, w prawo i przerobiłem wszystkie konfiguracje. Wiem, że w dobrej wierze, wiem że „trenerzy” chcieli dobrze – no nie szło im! Swoje ego zaspokoili wpatrzonym jak w obrazek łamiącym się na boki i w niemożliwych układach młodszym bracie łuczniku. Oczywiście, znaleźli się tacy, którzy naprawdę pomogli i chwała im za to! Najgorzej jednak z oddzieleniem ziarna od plew. Po kilku latach kręcenia się w kółko i ze sprzętem, i z techniką trzeba było przyznać się do tego, że dłuuuuuugo już trwają te eksperymenty i warto zrobić krok w tył. Zatrzymanie się na STOPIE po wielu przejazdach na czerwonym świetle pozwoliło na uporządkowanie myśli i ułożeniu planów na przyszłość. Mówię NIE bylejakości i chcąc nie chcąc trzeba sięgnąć po wiedzę profesjonalną, trzeba dać obecnym i przyszłym łucznikom więcej uwagi i oszczędzić im własnych błędów – i to jest odpowiedź na „dlaczego?”. Właśnie dlatego zająłem się propagowaniem łucznictwa i właśnie dlatego będę nadal to robił najlepiej jak potrafię. Wiele lat własnych doświadczeń, szkoleń u naszych olimpijczyków i doświadczonych trenerów dały mi pewność, że da się od początku tak pomóc człowiekowi, żeby uniknął miesięcy walki ze zbyt silnym łukiem, czy też ze zbyt silną pokusą powyginania swojego ciała w najmniej produktywny sposób. Dlatego, że u mnie uporządkowanie wiedzy i techniki odbyło się w najgorszy możliwy sposób – na własnych błędach. Dlatego, że łucznik i łucznictwo zasługują na zaopiekowanie się i pełną uważność. Człowiek zasługuje na szacunek i powinien dostawać najwyższą jakość i usług i towarów. Człowiek jest dla mnie NAJWAŻNIEJSZY i dlatego zrobię wiele, aby ułatwić mu funkcjonowanie w tych przestrzeniach, w których mam większe doświadczenie.
„Dlaczego?”
Dlatego, że kocham to, co robię i z sercem pełnym pasji chcę się dzielić.
Niech tylko rzeczywistość pozwoli na rozbieg….
Mam nadzieję, że Wam udało się szybciej „ogarnąć” łuczniczo, bo od wielu lat, wiele się już zmieniło w naszym świecie i wiele się jeszcze zmieni -na lepsze oczywiście!!!

Komentarze do wpisu (1)

14 grudnia 2021

Przeczytałem . Nie mam żadnego punktu odniesienia do siebie ponieważ mam 68 lat i łuk mam od pół roku . Innego łucznika spotkałem dopiero wczoraj . We wrześniu 2021 roku wystrzelałem 75 pkt na 90 możliwych w strzelaniu do tarczy z odległości 10 m .Ale uważam że warto iść śmiało pomiędzy innych łuczników mimo wieku i braku własnego doświadczenia ! Pozdrawiam serdecznie !

do góry
Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl